środa, 14 marca 2018

Dywagacje językowe.


Często czytam wypowiedzi przeróżnych “ludzi sukcesu”, “cud” dzieci i geniuszy, którzy motywują 
cię do nauki języka, pisząc że mówią już w czterech i mają zamiar poznać kolejny w przeciągu 3 
miesięcy. Czytam takie wypowiedzi gwoli rozrywki i zastanawiam się zawsze: jak??? Jak można 
nauczyć się obcego języka w trzy miesiące, kiedy ja ciągle pracuję nad swoim językiem ojczystym? 
Kiedy ja mieszkając 14 lat w Grecji nadal nie mogę do końca wyrazić własnych myśli i uczuć. 
Wiadomo, doskonalisz się całe życie, ale kiedy jest ten moment w którym możesz powiedzieć: 
umiem mówić po….... , teraz go tylko udoskonalam?

Długo  zastanawiałam się co to znaczy znać obcy język. Kiedy osiągasz moment w którym możesz 
określić się jako osoba mówiąca po…. ? Wiem, istnieją testy sprawdzające poziom biegłości 
językowej, które opierają się na znajomości opanowanych przez egzaminowanego umiejętności. 
Ja jednak śmiem twierdzić, że jedynym momentem, w którym nie czujesz się jak lingwistyczny 
inwalida i możesz z czystym sumieniem powiedzieć: “tak, mówię po grecku/ angielsku/ hiszpańsku…”,
 jest osiągnięcie poziomu c2. ;)

W minione wakacje znajomy Grek umieścił post, który użyję jako przykładu dla zilustrowania 
tego, co według mnie oznacza dobra znajomość języka obcego. Otóż Pan ten napisał na swoim 
profilu:

“Αν αποσυνδέσεις την Ελλάδα, θα σου μείνουν ένα φλαμίνγκο, ένα φρέντο καπουτσίνο και
 καμία δεκαριά hashtags. Αν μπορείς με αυτά να την ξαναφτιάξεις; Χμμ…”

Aby zrozumieć ten post trzeba wgłębić się w uproszczeniu w trzy poziomy znajomości języka.
 Poziomem pierwszym jest znajomość liter i słownictwa, która pozwala nam dosłownie przetłumaczyć
 tekst. W tym wypadku brzmi on tak: “Jeśli rozłożysz Grecję na części, pozostanie ci jeden flaming,
 freddo cappuccino i jakieś dziesięć hashtagów. Czy z tego będziesz mógł ją złożyć z powrotem?
 hmmmm …”. Do takiego tłumaczenia wystarczy owa "3-miesięczna" znajomość języka, ale czy 
można powiedzieć że się ten cytat zrozumiało?

Drugim poziomem jest znajomość danego kraju w danym okresie czasu, mentalności ludzi, również
 tego jakie panują nastroje na daną chwilę i co jest modne. W okresie kiedy był napisany ten post, 
na czasie były pompowane materace w kształcie flamingów. Autor postu szydzi z nowej mody, jaką 
jest za wszelką cenę pokazywanie zdjęcia na Facebooku czy instagramie z różowym flamingiem,
 jaka wytworzyła się wśród młodego pokolenia Greków (!!) w czasach kryzysu.

Wpis już jest w miarę czytelny, ale jeszcze nie zrozumiały, ponieważ trzeba przejść na trzeci - równie
 ważny poziom opanowania języka - znajomości historii i kultury danego kraju. Post kolegi nawiązuje
 do pięknego cytatu Odisseasa Elitisa z dzieła “Ο μικρός ναυτίλος”:

«Αν αποσυνθέσεις την Ελλάδα, στο τέλος θα δεις να σου απομένουν μια ελιά, ένα αμπέλι κι ένα καράβι. Που σημαίνει: με άλλα τόσα την ξαναφτιάχνεις.»

[Jeśli rozłożysz Grecję na części, na koniec pozostanie ci drzewko oliwne, winnica i statek. 
Oznacza to, że z tych rzeczy możesz ją ponownie poskładać.]

Nie będę się wgłębiać w symboliczne znaczenie drzewka oliwnego, statku i winorośli dla tego 
pięknego kraju jakim jest Grecja - każdy może zinterpretować to na własny sposób. Jedno jest pewne, 
bez znajomości podstawowych dzieł i kultury kraju, nie da się powiedzieć, że zna się język obcy.

Czy jest ktoś w stanie zrozumieć mowę danego kraju po 3-miesięcznej nauce? Czy to, że można 
pochwalić się znajomością 5 języków jest naprawdę powodem do dumy? Czy wszystko dzisiaj musi 
być szybkie, byle jakie i sprowadzone do powierzchownej znajomości? A ty ile znasz języków?? 
Zapraszam do dyskusji, szczególnie do konstruktywnej krytyki. :)


3 komentarze:

  1. A czy wszystko trzeba nazywać, szufladkować, kwalifikować? Idąc Twoim tokiem myślenia, nie znam żadnego języka.
    Żyjemy w ciekawych czasach, bardzo szybkich i dynamicznych. Nie sposób nadążyć za wszystkim. Często widzę posty na facebooku, szczególnie te pisane przez młodych Polaków, których nie rozumiem, bo właśnie nie jestem na bieżąco (i chyba nie czuję potrzeby by być). Czy to znaczy, że nie znam polskiego?
    Mieszkam w Anglii, nie oglądam tutejszej telewizji, bo uważam, że oferuje ona mdłą papkę nie wnoszącą niczego do mojego życia. Nie znam nazwisk, top trendów. Czy to oznacza że nie mam szans nauczyć się angielskiego?

    Jak najbardziej zgadzam się, że język to nie tylko słówka+ortografia+gramatyka. Że kontekst społeczno-kulturowy jest niezwykle ważny. Ale nie popadajmy w skrajności. Im więcej języków "znasz" (cokolwiek przez to "znanie" rozumiemy) tym więcej tych kontekstów mamy do ogarnięcia i tym bardziej niemożliwym się to staje.

    Osobiście na swoje potrzeby używam określenia: "posługuję się trzema językami". Zgodne z prawdą, bo każdego z nich rzeczywiście potrafię użyć, skomunikować się. Z poprawnością bywa różnie, ale nawet w ojczystym zdarzają mi się błędy. Już jakiś czas temu zauważyłam, że znajomość ojczystego języka nie jest sprawą tak oczywistą jak by się mogło wydawać, że o niego też należy zadbać.
    Ciekawy temat poruszyłaś, choć wydaje mi się,że nie da się tego rozstrzygnąć jednoznacznie. Ale w "Język obcy w trzy miesiące" również nie wierzę:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz :). Masz sporą rację, ja jednak muszę postarać się określić granicę pomiędzy znajomością a nieznajomością języka. To jest silniejsze ode mnie. Mogę się dogadać w pięciu językach, ale jak staram się być naturalna zdarza mi się doprowadzać do nieporozumień, a zakres słownictwa nie jest w tych przypadkach winą i wtedy pojawia się pytanie co jest? Czy to kwestia mentalności, braku kultury czy niewiedzy?

      Usuń
  2. Nie chodzi o rację, Marto, bo wydaje mi się, ze obie ją mamy. Różnica między nami jest taka, że ja "nie muszę" tego określać. Odpuściłam w momencie, kiedy zdałam sobie sprawę, że decydując się na naukę języków (a mam ochotę na więcej niż dwa obce), "skazałam się" niejako na "projekt" który już do końca życia będzie "in progress". W mojej opinii tak właśnie jest z językami. Tu nie ma momentu, kiedy mogę powiedzieć: Wiem już wszystko, skończyłam.

    Ileż to razy zdarzyło mi się samobiczować: Jak mogłam (w rozmowie) pomylić osobę/końcówkę/odmianę, przecież to jest takie proste, ja to wiem! A potem zaczęłam zwracać uwagę, że to się zdarza nawet w ojczystym! Przejęzyczenia, nieporozumienia, zabawne sytuacje...Uznałam więc, że to naturalne i przestałam się tym przejmować.Robię swoje, pracuję dalej i tyle:-)
    Chociaż czasem pojawia się myśl. Czy kiedykolwiek odważę się pomyśleć o sobie: Znam grecki/angielski/ inny?

    Podrawiam Cię serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń